niedziela, 5 lipca 2015

Myśli kilka o nowych mediach - WRO Biennale

Szukajcie ukrytych znaczeń? Instalacja Kamili Smigla-Bobinski

     Na blogu dłuższa przerwa, (niestety nieco dłuższa niż bym chciała) ale to za mną, czas wracać do pisania. Zastanawiałam się czy zgodnie z jedną podpowiedzią nie zrobić cyklu o rozwoju malarstwa – wiecie takie know-how to wszystko po kolei było, ale w pigułce ;) – słowem cykl po wszystkich najważniejszych „–izmach” z podstawowym zarysem wyjaśniającym co, kto i dlaczego. Dzisiaj jednak wracam z kilkoma bardziej krytycznymi przemyśleniami o sztuce najnowszej. Tym razem skupię się znów na nowych mediach, a jako punkt wyjścia potraktuję dopiero co zakończone wrocławskie biennale sztuki (nowych) mediówWRO


     Ale dlaczego „nowe” biorę w nawias?

     Ponieważ samo Biennale przez te kilkanaście swoich edycji zdążyło zmienić nazwę z tego dotyczących „nowych mediów” na dotyczące „mediów” w ogóle. Lekko to mylące, czyż nie? Sama nie wiem co  w takim razie traktować jako media. Wiecie, historycznie na fotografię, video czy instalację zwykło się mówić „nowe media” w kontrze do mediów, czy właściwie - technik, tradycyjnych, jakimi bez wątpienia są, znane nam od lat, malarstwo, rzeźba czy grafika (tzw. grafika warsztatowa, nie komputerowa, oczywiście ;)). I takie nazewnictwo jest jak najbardziej w porządku. Owszem, fotografia i film mają już parę ładnych lat, a obiekty i instalacje też nie młodnieją, niemniej jednak nadal pozostają o wieki młodsze od technik uważanych za tradycyjne. Być może człon „nowe” został usunięty przez wzgląd na analogowe techniki fotografii czy video, aczkolwiek tego typu prac nie uświadczyłam na tegorocznym WRO, więc teoria wydaje się mieć swój słaby punkt. Cóż biennale mediów nadal brzmi na dla mnie co najmniej dziwnie i pewnie zbyt szybko nie przyzwyczaję się do tej nazwy. Organizatorom bowiem chodzi jak najbardziej o prezentację prac z zakresu mediów nowych, czyli fanów malarstwa czy rzeźby, raczej wystawy biennalowe nie zainteresują tak bardzo jak tych co śledzą twórczość artystów związanych z mediami nowszymi.

     Ok, zarys sytuacji mniej więcej przedstawiony, to teraz pytanie za 100 punktów do czytelników – jakich prac można się spodziewać głównie na biennale nowych mediów?

     Tak, jeśli odpowiedzieliście, że video to trafiliście w 10.

     Ja nie mówię, że to źle czy coś, w końcu video, technika dobra jak każda inna, prawda?
Tylko no właśnie, sztuka doszła do fascynującego momentu w swojej historii, gdzie może jako formę swojej wypowiedzi wykorzystać niemal każde medium – nawet żywe organizmy! Artysta dzisiaj może przepracować swoją twórczość za pomocą gotowych obiektów, dokumentacji, archiwów, języków programowania etc.

     A najpopularniejszą techniką zostaje po prostu nakręcony film.

     Ok, na samym WRO biennale  rzeczywiście mimo przewagi video mieliśmy dużo innych mediów, ale rozumiem też postawę niektórych widzów typu „sam mógłby zrobić to lepiej”. Niestety w przypadku niektórych filmów, na które natykam się ostatnio w galeriach zostaje mi tylko poczucie bezsilności. Tak, jak w każdym medium możemy natrafić na kiepskie prace, tak przy video boli to tym bardziej im bardziej uświadamiam sobie, że dostęp do kamery ma teraz niemal każdy. Każdy może być artystą - mawiali Duchamp czy Beuys. Wątpię jednak czy przez to chcieli powiedzieć, że artystą zostaje ten kto weźmie kamerę i nakręci parę kiepskich ujęć o niczym, a później doda do tego kilka natchnionych opisów. Nie ukrywajmy, żeby namalować kiczowaty obraz trzeba coś jednak umieć i trochę przed sztalugą posiedzieć. Żeby nakręcić kiepski film wystarczy kamera w telefonie. Oczywiście, ten kto zwraca uwagę na kompozycję kadru, oświetlenie i tym podobne, od razu zauważy, że film nakręcił mniej lub bardziej zdolny amator, to nie jest problemem. Problem, który mnie osobiście okropnie ostatnio irytuje to to, że video staje się medium nadrzędnym. Często nieumiejętne posługiwanie się jego językiem powoduje, że z ciekawego pomysłu robi się kiepskie, egzaltowane niewiadomoco, które zamiast przyciągnąć, tylko nuży widza.  Myślę, że czasem powinniśmy kamerze podziękować i spróbować czegoś innego. Wejść głębiej, w smaczki języka, którym chcemy się posługiwać. I tak, zamiast sięgać od razu po kamerę może jednak powinniśmy spróbować zrobić choćby zdjęcie? Czy może niekoniecznie filmować obiekty a zestawić je ze sobą? Oglądając niektóre biennalowe prace miałam wrażenie, że czasem zabrakło artystom tej świadomości mediów, której jednak po artystach oczekuję. Przyczyną mojego odbioru może być fakt, że na biennale, obok naprawdę dobrych prac znalazły się prace z klucza - nasi zdolni studenci. Nie jest to, bynajmniej, zły klucz, warto pokazywać młodych, dobrze rokujących artystów. Warto się jednak zastanowić gdzie i jak pokazywać młodych. Na WRO, prace studenckie zirytowały mnie dwiema rzeczami - powierzchownym wykorzystaniem medium, które w malarstwie, czy rzeźbie często nie może mieć prawa bytu, a nowym mediom wybacza się je łatwiej. Z wielką szkodą dla odbioru dzieła, bo dobrze wykorzystane medium potrafi spotęgować efekt jaki na nas wywołują prace. Tak samo jak ich odpowiednia aranżacja, czyli minus numer dwa - przemieszanie różnych jakościowo i tematycznie prac. Wiecie, studentom, jako początkującym często wybacza się pewne niedociągnięcia. Ciężko jednak pomijać tego typu drobiazgi, gdy prace jeszcze nie do końca trafiające w punkt, są prezentowane koło dzieł celnych w swojej wymowie. Są wystawy na które chce się wracać, a niestety z największej wystawy na WRO w Bibliotece Uniwersyteckiej, praktycznie uciekłam przeładowana doznaniami. Za duża powierzchnia, zbyt duży chaos w rozmieszczeniu dzieł (pytanie na które nie znajduję odpowiedzi - jaki był tematyczny lub jakościowy klucz rozmieszczenia poszczególnych realizacji) i zbyt wiele, jak na taką selekcję, prac, które nieumiejętnie korzystają z medium jakim jest video, gdzie można by zamiast niego użyć choćby fotografii czy obiektu. 


     Przykładem może być tutaj realizacja Izy Sitarskiej Pomiędzy”. Oglądając kolejne, krótkie ujęcia filmowe przeskakujące w następne zastanawiałam się, dlaczego artystka nie wybrała fotografii? Skoro i tak, napięcie pomiędzy przeciwstawnymi sytuacjami/obiektami jest ujęte na jednym kadrze, który szybko niknie w drugi, to może lepiej byłoby po prostu je wydrukować? Miałam odczucie oglądania szybkiego slideshow, gdzie umykały mi niektóre elementy gry z przedmiotami i wspomnieniami podjętymi przez artystkę. Nieco inny problem miałam przy pracy Zdobyć przestrzeń!” Anny Joahymek. Choć sama idea tytułowego zdobycia przestrzeni poprzez wypełnianie ją słomą oraz reakcje, które działanie artystki wywołuje w wśród przechodzących obok zajmowanego mieszkania sąsiadów i cała warstwa symboliczna (słoma, jako coś wiejskiego, być może odcięcie się od chłopskich korzeni?) mogą być bardzo ciekawe, tak prezentacja performance gdzie głównie widzimy na filmie jak artystka upycha słomę po pewnym czasie staje się nużąca. Być może gdyby Joahymek zastosowała inny montaż byłoby inaczej. Zwłaszcza, że zdjęcie prezentujące widok zapełnionego słomą mieszkania z zewnątrz budynku, było naprawdę ciekawą, przyciągającą fotografią, która sama w sobie może być zaczątkiem cyklu będącego dobrą pracą, dowcipną, ale też i refleksyjną.

     Tutaj też chciałabym przywołać pracę z innej biennalowej wystawy, tej w Muzeum Narodowym - video Wojciecha Gilewicza pt. Painter's Painting”. Choć oczywiście Gilewicz już dawno studentem nie jest, to jednak jego video-performance, gdzie artysta maluje dzisiejsze przestrzenie miejskie (w tym centrum handlowe), skwitowaliśmy naszą małą wycieczką - szkoda, że nie obrazy”. Być może jestem marudą, ale chciałabym zobaczyć, doskonale, w stylu dawnych mistrzów, namalowane dzisiejsze codzienne tematy, takiej jak miasto, ludzie na przystanku autobusowym, czy dziewczynka z tabletem. (Ciekawe czy Czytająca smsy” budziłyby zachwyt, tak jak namalowana przez dawnego mistrza dziewczynka czytająca list. Jak myślicie? ;)) Praca jedynie skupiająca się na malującym tego typu tematy malarzu, bez możliwości zobaczenia efektu, budzi niestety tylko mój niedosyt. 

Malujemy, malujemy, a co z efektami? :(
     Wracając jeszcze do problemu aranżacji, jedna z technicznych perełek czyli „Kochanka” Agaty Kus (notabene nagrodzona jako najlepsza praca według jury biennalowego), zdawała się przypadkowo umieszczona w takim, a nie innym miejscu, przez co jej niezwykle malarski i kontemplacyjny charakter był zagłuszany przez inne prace. Nie przekonuje mnie też konieczność przeciskania się między kolejnymi telewizorami, żeby zobaczyć następny fragment.

Fragmenty  „Kochanki” Agaty Kus - kolejny raz dochodzę do wniosku, że dokumentacja, rzadko kiedy oddaje charakter pracy...

     W tym miejscu mogłabym jeszcze wspomnieć o aranżacji wystawy w Centrum Handlowym Renoma, ale temat ten jest na tyle ciekawy - sztuka w galerii, ale handlowej, że chyba poświęcę mu całkowicie inny wpis.

     Wracając do tematu, można więc powiedzieć, że w czasie zwiedzania, bardziej niż treść poszczególnych prac, absorbowała mnie próba odpowiedzenia sobie na pytanie czego oczekuję od nowych mediów. Czy artyści w ogóle rozumieją język nowych mediów? Czy po prostu próbują, po omacku, używać nowych technik mówiąc przy tym sposobami starszych mediów? Nie mówię, że to źle, właśnie wyżej wspomniana „Kochanka” jest jak dla mnie pracą niezwykle malarską, skupioną na oddaniu klimatu poprzez pojedynczy kadr.  A jej pociągający charakter został właśnie spotęgowany przez umiejętne wykorzystanie technik cyfrowych – ujęcia wybrane przez Agatę Kus stały się bardziej żywe, a cicha muzyka tylko podkreśla ich klimat. Z drugiej strony mamy Macieja Olszewskiego i jego „DIY - Destroy It Yourself”, gdzie w przewrotny sposób artysta wykorzystuje język videoblogów z poradnikami DIY oraz treści które możemy poznać przeglądając ciemną stronę internetu poprzez TOR. Bardzo ciekawą pracą, która też dobrze współgra ze specyfikę swojej formy była instalacja Stefana Tiefengrabera - USER-GENERATED SERVER DESTRUCTION gdzie serwer został zaprogramowany tak, aby w czasie gdy hostowana przez niego strona jest odwiedzana, zawieszone na jego obudowie młotki uderzały w niego, co prowadzi oczywiście do jego autodestrukcji. Cała ta akcja była nagrywana i dostępna w podglądzie rzeczywistym na wspomnianej już, hostowanej przez serwer stronie. Zatem, oglądając pracę, niszczyliśmy ją. 



     Wydaje mi się, że właśnie te prace przyciągnęły mnie tym co w innych nie było aż tak widoczne – dobrym zastosowaniem charakteru medium do osiągnięcia oczekiwanego efektu.


     Natomiast pomiędzy pracami budzącymi mój niedosyt uplasowała się niestety niezwykle interesująca w swoim założeniu, robotyczna instalacja 5 ROBOTS NAMED PAUL (5RNP)” Patricka Tresseta. W skrócie - 5 robotów o imieniu Paul przygląda się, za pomocą kamery/aparatu (zależy od konstrukcji) modelowi - widzowi i rysuje jego portret. Jak możemy przeczytać w opisie projektu „Nieruchomy, lecz aktywnie utrzymujący przyjętą pozę, człowiek jest inspiracją dla maszyn.”



     I to właśnie budzi mój sceptycyzm (wszak sztuki nie można tylko chwalić) - z opisu koncepcji Patricka wynika, że nauczył robota, za pomocą sztucznej inteligencji i algorytmów, rysować tak jak to robi człowiek. O ile bardziej ciekawym wydaje się projekt w którym robot rysuje to co on widzi z charakterystycznym dla robota ujęciem? Niemożliwe? Dzięki linkowi, od nieocenionej Gayi, myślę, że takie ujęcie byłoby jak najbardziej możliwe i mogłoby być projektem naprawdę przełomowym – gdyby Tresset wykorzystał specyficzne dla sieci neuronowej algorytmy być może zobaczylibyśmy jak model staje się naprawdę inspiracją dla maszyny, czego efektem byłby portret, którego nie byłby w stanie wykonać człowiek. Bo szczerze mówiąc, gdyby nie karteczka, przy gotowych rysunkach, z informacją mówiącą, że wykonała je maszyna, nie byłoby w nich nic niezwykłego. Przynajmniej ja przeszłabym obok nich dość obojętnie, a Wy?

Portrety narysowane przez Paula

Surrealistyczna interpretacja wykonana przez sieć neuronową Google'a

     Chyba wyszło nieco z pretensjami. Myślę, że to dobry moment, żeby Wam coś przyznać  - to co fascynuje mnie w sztuce, to jej częsta radykalność i bezkompromisowość, tylko, że niestety ostatnio mam wrażenie, że pokazuje się prace względnie bezpieczne, czy nawet bezpiecznie kontrowersyjne, które bardziej by chciały wzbudzać kontrowersję niż kontrowersję wzbudzają. W moim odczuciu podejście takie sprawia tylko, że ciekawe projekty przeistaczają się w złudne poczucie poruszania ważnych tematów, które niczym rak zżera dobrze rokujących artystów. I nie chodzi mi tylko o tematy polityczno-społeczne, ale również odnoszące się np. do formy dzieła tradycyjnego. Być może jest to powód pewnej mojej frustracji, którą pewnie można wyczuć w tym poście. Postaram się, żeby następnym razem wyszło jej ze mnie trochę mniej. ;) Prawdopodobnie następny wpis będzie znów o WRO, a dokładniej o wystawie Kultury Kultywowane, gdzie właściwie każda praca była z pogranicza bio-artu. A myślę, że dobrze by było wspomnieć też nieco o polskim bio-arcie skoro na blogu był już zagraniczny. ;) Choć może właśnie powinnam napisać coś o młodych-gniewnych, którzy jednak idą w stronę bardziej radykalnych postaw? Jak sądzicie?

     PS Dlaczego w tekście o video niewiele video? Mała ciekawostka - często prace video, aby zachować swoją wysoką rynkową wartość nie są udostępniane publicznie. Przez to też nie mam do nich linków, o ile są publikowane w sieci w ogóle.