czwartek, 28 stycznia 2016

Ciemna strona Zjawy - czyli historia pewnej prowokacji

 fragment reportażu TVN o Zjawie
Przecież tłumaczę, że tego nie namalowałem - fragment kadru z reportażu TVN o Zjawie
       Kilka dni temu zostałam zaproszona na facebookowe wydarzenie o dość zadziwiającej nazwie Młoda Sztuka w Desie. Kup obraz za 10 złotych. Znając ceny wywoławcze na aukcjach domu DESA Unicum, byłam zaciekawiona cóż też może się kryć za tym wydarzeniem. Nie będąc skłonna uwierzyć, że na aukcji, gdzie ostatnio ceny wywoławcze zaczynały od 1000 PLN, będą wystawione towary od 10zł, w końcu w świecie sztuki nie ma przecen i obniżek (Są tylko okazje ;)), zastanowiło mnie czy może nie jest to jakaś aukcja charytatywna - lubię charytatywność, lubię obrazy, a na ścianie mam trochę miejsca, więc kliknęłam.


       Tak, Ci którzy śledzą ĘĄ na facebooku wiedzą już co się kryło pod wydarzeniem - Monika Wyłoga, jedna z artystek współpracujących z DESĄ, postanowiła nagłośnić swoją historię która i mnie oburzyła (zwłaszcza po odpowiedzi domu aukcyjnego). Otóż okazuje się, że jej wylicytowany obraz nie został sprzedany. Trudno, mogło zdarzyć się i tak, w końcu klient mógł się rozmyślić. Monika więc postanowiła sprzedać swój obraz poza aukcją, skoro do sprzedaży nie doszło. Problem w tym, że jej obraz wciąż widnieje na stronie aukcji jako wylicytowany, więc potencjalni kupcy oskarżyli ją o autoplagiat. Nie to jest jednak ważne w tej historii, a pytanie, które zadała sobie i Monika - ile tak naprawdę jest wart jej obraz (skoro wartość rynkową ma 1000zł, a ona nie może go sprzedać nawet za 10zł?) I co tak naprawdę się kryje za statystykami domów aukcyjnych. Ile warte są rekordy i 100% sprzedaż, która nie zostaje sfinalizowana? Jaka jest w takim razie prawdziwa wartość jej pozostałych prac będących już w obiegu rynkowym?

Zdjęcie w tle opisywanego wydarzenia - screen ze strony DESA Unicum 

        Ciężko odpowiedzieć mi na to pytanie bo cała sprawa jest zbyt świeża i póki co Monika próbuje dotrzeć do osób, które podobnie jak ona są niezadowolone z części działań domów aukcyjnych. Odzywają się do niej kolejne osoby, zarówno klienci i artyści, którzy mieli sami podobnie nieciekawe przejścia z tymi instytucjami. A prawda często leży pośrodku, więc trudno teraz oceniać, zwłaszcza, że DESA Unicum na razie wydała tylko zdawkowe oświadczenie, które rodzi więcej pytań czy odpowiedzi. Wciąż też nie wiadomo jakie dokumenty podpisała Monika po wycofaniu się klienta ze sprzedaży.
    
         Niemniej ta historia przypomniała mi o innej sytuacji, sprzed kilku lat, gdzie dziennikarze Rzeczpospolitej i TVNu zainspirowani historią klienta, który wylicytował, na aukcji w jednym z renomowanych polskich domów aukcyjnych, za ponad 100 000 zł fałszywy obraz, postanowili sami przygotować falsyfikat i spróbować sprzedać go jako oryginał, aby sprawdzić jak to jest u nas z tą wykrywalnością fałszywych dzieł sztuki. Zapytali więc Franciszka Starowieyskiego, czy mogliby przygotować podrobiony obraz w jego stylu, artysta się zgodził i tak, zatrudniony przez dziennikarzy malarz Bogdan Achimescu, na podstawie charakterystycznych dla Starowieyskiego elementów jego prac, stworzył obraz Zjawa. Sam Franciszek Starowieyski, zapytany o opinię przed całą akcją był przekonany, że na tak marną prowokację nikt się nie nabierze. Było jednak odwrotnie. W 2005 roku, po ekspertyzie dokonanej przez dra Łukasza Kossowskiego, historyka sztuki i rzeczoznawcy domu aukcyjnego Polswiss Art falsyfikat został dopuszczony do udziału w aukcji jako autentyczny, a podstawiony klient zakupił go za wylicytowaną kwotę 9500 zł.

Zjawa Starowieyskiego Achmiscu w całości - fot.materiały Polswiss Art

       Całą historię opisał felietonista magazynu Art&Business Janusz Miliszkiewicz, który choć nie uczestniczył w tej akcji, chciał poruszyć na przykładzie Zjawy problem jakim jest brak w Polsce regulowanych wymagań dot. wykonywania zawodu rzeczoznawcy. W swoim tekście, Miliszkiewicz, zwrócił również uwagę, że Kossowski nie tylko wystawił na aukcję fałszywy obraz, to na dodatek w certyfikacie, mającym poświadczać jego prawdziwość, oraz w katalogu aukcyjnym źle opisał sygnatury dzieła (miejsce sygnatury i domniemana data - falsyfikat został podpisany jako Zjawa 1995 w katalogu aukcyjnym znalazła się informacja, że prawdopodobnie został stworzony w 1959r) co tylko świadczy o jego niekompetencji. Poza tym, nie doszłoby do tego wszystkiego jeżeli rzeczoznawca, jeśli miał wątpliwości, zadzwoniłby do Starowieyskiego i go o autorstwo spytał, co zazwyczaj się robi przy spornych sytuacjach, gdy artysta jeszcze żyje. Po przeczytaniu tekstu Miliszkiewicza, Kossowski poczuł się urażony i pozwał dziennikarza, stwierdzając, że felietonista wszystko zaplanował żeby zniszczyć dobre imię jego i Domu Aukcyjnego Polswiss Art.

        I tak moi drodzy czytelnicy zaczął się jeden z najbardziej absurdalnych procesów, gdzie przez siedem lat rzeczoznawca Kossowski m.in. próbował udowodnić, Franciszkowi Starowieyskiemu, że Franciszek Starowieyski Zjawę namalował (albo przynajmniej pomagał malować), wbrew temu co twierdzi, on sam, prawdziwy autor falsyfikatu oraz, zebrana w czasie przygotowań do prowokacji, dokumentacja.

Kadr z reportażu TVN o Zjawie

       Ostatecznie sąd oddalił zarzuty i przyznał, że Miliszkiewicz mógł skrytykować Kossowskiego. (Bo w sumie tam pal licho z obrazem, chodziło już tylko o krytykę w magazynie.) Co zakończyło całą historię. Co jednak stało się z Kossowskim? Nadal wykonuje swój zawód, a jako uznany historyk sztuki podobno wciąż wystawia ekspertyzy. Dom Aukcyjny Polswiss Art również wciąż działa, 11 lutego odbędzie się kolejna aukcja, którą mimo wszystko polecam jak macie kilka tysięcy w portfelu ponieważ będzie parę dobrych nazwisk.

     Zainteresowanym szczegółami polecam obejrzeć reportaże TVN o sprawie Zjawy - Zjawa i Powrót Zjawy.