środa, 10 lutego 2016

Wiem czego nie wiem? Nie wiem co wiem? - czyli młodzi artyści o niepewności

Aga Piotrowska, Suche Liście, Dry Leaves
Aga Piotrowska, Suche Liście, źródło - strona artystki
            Coś dawno na blogu nie było młodych i zdolnych polskich artystów, czas to koniecznie nadrobić - zatem dzisiaj o dwójce ciekawie się zapowiadających, młodych i uzdolnionych - Adze Piotrowskiej i Dawidzie Marszewskim, oraz o tym jaką problematykę poruszają w swojej sztuce.

           Ci, którzy zerkali do blogowej linkowni, mogli znaleźć tam link do bloga, o wdzięcznej nazwie Nowa Alchemia, który między innymi tłumaczy jak to jest z tą straszną chemią i dlaczego nie jest tak, że producenci żywności tylko nas trują. Nie powiem, zawsze interesowało mnie jak to właściwie jest, zwłaszcza, że jeśli chodzi o medycynę czy chemię jestem totalnym laikiem. Podobny problem nurtuje Agę Piotrowską, nic zatem dziwnego, że od razu przykuła moją uwagę i dołączyła do tajnej listy twórców, których warto śledzić.


Aga Piotrowska, Zugzwang
Aga Piotrowska, Zugzwangźródło - strona artystki
Aga Piotrowska, Zugzwang
Zugzwang Agi Piotrowskiej w Galerii Dwie Lewe Ręce w Katowicach - źródło - strona artystki

            Aga tworzy przestrzenie odwołujące się do naszej niewiedzy - możemy je zobaczyć, możemy je wejść, ale nigdy nie poznamy ich takimi jakie były wcześniej i w momencie ich doświadczania nie wiemy jakie będą później. Jedną z takich prac jest Zugzwang - usypana ze zmielonych soli i pieprzu szachownica, która jest zmieniana przez widzów - deptana, czasem na jej powierzchni pojawi się odręczny rysunek w sypkim materiale, czasem komentarz. Samo słowo zugzwang oznacza sytuację w rozgrywce szachowej, w której wykonanie jakiegokolwiek ruchu powoduje natychmiastowe pogorszenie pozycji strony wykonującej ruch. Słowem sytuacja patowa – jakikolwiek ruch wykonasz – stracisz.


Aga Piotrowska, Suche Liście
Aga Piotrowska, Suche Liście, źródło - strona artystki


            Kolejną, skupiającą się na deptaniu pracą są Suche Liście, czyli interakcyjna instalacja. W wyciemnionej przestrzeni Aga zawiesza neon z tytułowym napisem. Neon wbija się w naszą podświadomość, nie możemy przed nim, przed jego treścią, uciec, tak samo jak przed szelestem pozostawianych na podłodze blistrów po tabletkach. W pracy Agi to nie spadające liście tworzą szeleszczące uzupełnienie jesiennej chandry – tylko właśnie puste opakowania po tabletkach, zwane potocznie listkami. Jest to praca bardzo poetycka, gdzieś na granicy między zdrowym widzem, a osobą chorą, która wykorzystała wszystkie znane sobie sposoby na wyzdrowienie? Co się stało z chorym? Co się stało z tymi wszystkimi tabletkami? W komentarzu odautorskim artystka gani też trochę lekarzy, którzy nie zawsze mówią pacjentom co z nimi jest nie tak, jedynie przypisując leki. Wiara w medycynę, wiara w to, że tabletki nas wyleczą staje się zachwiana – nie wiemy czy tak będzie czy nie będzie, w końcu nawet nie wiemy co z nami jest. Ten brak wiedzy, brak wiary w lekarzy powoduje, że wielu sięga po medycynę niekonwencjonalną. Jednym z takich przypadków jest co raz popularniejsza (a dla mnie osobiście szkodliwa) metoda NIA czyli tzw. cieciorkowanie – zwolennicy tej metody posługują się często zdaniem musi boleć, aby więcej nie bolało. Doświadczając pracy Piotrowskiej, zadaje sobie pytanie, czy eksponując się na długotrwały ból nie oszukujemy tylko samych siebie? Doprowadzając do stanu w którym, nie wiemy czy odczuwamy ból, czy już po prostu nasze zmysły się na niego zamknęły. Jeśli więc nie czujemy oznak bólu to czy nas boli? Jeśli nie jesteśmy w stanie określić jakim stanie się znajdujemy, to co tak naprawdę wiemy? Piotrowska nie udziela nam odpowiedzi, ale nie zadaje też żadnych pytań, pozostawia nas z naszą niewiedzą i naszą bezradnością.

Aga Piotrowska, Gazowane mleko
Aga Piotrowska, Gazowane mleko, źródło - strona artystki


            Kolejną pracą mówiącą o braku pewnej informacji i o otrzymywaniu informacji sprzecznych jest ustawiona przez artystkę szampańska piramida, złożona ze szklanek z mlekiem nazwana Gazowane mleko (Fizzy Milk). Aga obrała sobie mleko za symbol sprzeczności – z jednej strony latami byliśmy karmieni mlekiem, które miało wzmocnić naszą odporność, kości i ogólnie powodować, że będziemy wielcy. Dzisiaj główny dyskurs wokół mleka mówi nam o jego szkodliwości, o odkładaniu się w jelitach, o tym, że tak po prawdzie to go nie trawimy i więcej przynosi szkody niż pożytku? Jak zatem jest z mlekiem? Jeśli spytamy o to sieciowej wyszukiwarki dostaniemy masę sprzecznych informacji na temat mleka – która jest prawdziwa? I jak ją znaleźć?


Fragmenty cyklu Ciało Czarne Agi Piotrowskiej , źródło - strona artystki

            Wróćmy jednak do nieco wcześniejszej pracy Agi, czyli Ciała czarnego z 2013 roku, czyli cyklu fotograficznego przedstawiającego organiczne fragmenty ciała, wyraźnie schorowanego ciała. A może jednak nie? Może jest to przedstawienie komórek rakowych w skali makro? Żadna z tych propozycji nie jest prawdziwa – Piotrowska zestawiła ze sobą, dziwnie organiczne, zdjęcia grafitu, który służy do rysowania. Odpowiednio uchwycone fragmenty pokruszonego narzędzia zdają się jednak czymś innym, czymś organicznym, żywym i niepokojącym, a przecież to tylko kawałek węgla. W ten sposób Piotrowska pokazuje rzeczywistość taką jaką jest, choć ustawioną w takim kontekście, że wydaje się być czymś absolutnie innym.

Aga Piotrowska, Rose Alphabet, źródło - strona artystki

Ostatnią pracą Agi Piotrowskiej o której chciałabym wspomnieć jest neon Rose Alphabet przedstawiający litery tworzące napis blueproof. Zbitkę tę napisała trzyletnia Róża, jak pisze sama artystka – Są to pierwsze próby pisania dziecka. Z czasem jej ręka będzie coraz sprawniejsza, nauczy się czytać i pójdzie do szkoły. Przyswoi zasady i definicje, pozna dyscyplinę generowaną przez instytucję. Będzie się kształtować według zakazów i nakazów. Spotka się z rygorem beztroskiej wiedzy, gdzie twarde reguły gry będą jednoznaczne. Tak, że wstawiając wytyczne do wzoru, otrzymamy konkretną, zawsze jedną i tą samą odpowiedź.

           
Dawid Marszewski, Kozioł
Dawid Marszewski, Kozioł, źródło - strona artysty

Podobny problem – wtłaczania dziecka w ustalone ramy, bądź schematy porusza także Dawid Marszewski w swojej pracy Kozioł – w odosobnionym pomieszczeniu mamy przewróconą gablotę, z podciętymi nogami, wypełnioną niewypalonymi fajerwerkami, gdzieś w tle słyszymy też słowo źle powtarzane jako karcącą instrukcję i będące dźwiękiem pochodzącym z zestawionym z obaloną gablotą filmem video, gdzie w zapętleniu dziecko próbuje przeskoczyć przez gimnastycznego kozła, wciąż tylko słysząc źle i źle.

Dawid Marszewski, Kubuś i Przyjaciel
Dawid Marszewski, Kubuś i Przyjaciel, źródło - strona artysty

Natomiast dosłownym wciskaniem dziecka w wymarzony kształt jest praca Kubuś i przyjaciel, w której artysta próbuje podporządkować się wypowiadanym kobiecym głosem poleceniom, tak aby jego wideo rejestracja pozostała tylko w obrębie przyklejonej na dziecięce drzwi wielkiej naklejce przedstawiającej kształt Kubusia Puchatka. Co ciekawe drzwi te, nie są drzwiami ważnymi historycznie, dla Marszewskiego nie prowadziły nigdy do pokoju jego, lub jego bliskiej osoby. Znalazł je porzucone na pobliskim śmietniku.




          Inną pracą o której chciałabym wspomnieć jest performens Zabawa, który zestawiony z Zuzgwangiem Agi Piotrowskiej może nabrać dodatkowego, umacniającego ideę pracy, wydźwięku. U Marszewskiego również pojawia się motyw sypkiej czerni i bieli, a także jej deptania. A jednak został tu jednak użyty inny materiał – u Piotrowskiej był to pieprz i sól, co również silnie determinowało zapach w przestrzeni, natomiast u Marszewskiego kreda i węgiel, co dało mu możliwość zatarcia granicy między czernią i bielą. Sól i pieprz nie zmieszają się w niemal jednorodną masę, kreda i węgiel już tak co było prawdopodobnie jednym z powodów wybrania takiej a nie innej materii. Sama idea pracy była dość prosta, usypane, następujące po sobie czarne i białe fragmenty okręgu stały się torem po którym poruszał się Marszewski, w miarę jak nabierał prędkości biel i czerń mieszały się ze sobą do momentu w którym nie można było odróżnić jednego koloru od drugiego.

            Kolejna praca przejściowa Marszewskiego odnosi się częściowo i do malarstwa i do rozmycia informacji i do dzieciństwa. Sporo odwołań, prawda? ;) Wszystko jednak zostało rozegrane bardzo prosto praca Obiekt przejściowy to zamknięty w pomieszczeniu za szklanymi drzwiami mały piesek zabawka, który spacerując po całej przestrzeni rozmazuje usypany z węgla napis obiekt przejściowy





            Mówiąc o twórczości Dawida Marszewskiego chciałabym się jeszcze zatrzymać przy jednej pracy, która mocno mnie zaafektowała, nie był to może performans (który wszak głównie kojarzy się z afektem i jego wywoływaniem), tylko dość niepozorny obiekt o przedziwnej nazwie ARTNAM – na białym kubiku (gdyby ktoś nie wiedział to ten taki podest na którym stawia się prace ;)) artysta ustawił otwarty notebook z wyłączonym ekranem. Jednak komputer był tylko pozornie wyłączony – choć nie było widać nic na ekranie to jednak wydobywał się z niego zapętlony niepokojący dźwięk. W pierwszej chwili wzięłam go za dźwięk nieznanego mi błędu systemowego, jako że jestem osobą nie skype’ującą dopiero po dłuższej chwili ktoś uświadomił mi, że jest to dźwięk który słyszymy gdy próbujemy się z kimś połączyć na skypie. I tak obiekt uosabia w sobie pewną potencjalność – możliwość połączenia, pewną niemożliwość – połączenie nie zostaje zawarte mimo naszej niekończącej się próby. Osobiście, jako, że często, gdy osoba do której dzwonię nie odbiera, tworzę w głowie najczarniejsze scenariusze co też takiego mogło ją spotkać, odbieram tę pracę jako obraz pewnego niewyjaśnionego, narastającego w naszej głowie strachu z powodu niewydarzonej, ale potencjalnej, tragedii.

 
Dawid Marszewski, ARTNAM
Dawid Marszewski, ARTNAM, źródło - strona artysty

Z kronikarskiego obowiązku wypadałoby też zaznaczyć, że przed kubikiem była jeszcze ustawiona starego typu płyta grzewcza/kuchenka elektryczna, która wytwarzała ciepło wokół obiektu. Choć przyznam, że rozumiem intencje autora to jednak gdzieś moja podświadomość pomija ten fragment jego pracy. Mam nadzieję, że Dawid mi to wybaczy, ale trochę czuję, że płyta ta jest już zbędna. A Wy jak myślicie?

            Ach i jeszcze kończąc – pewnie jesteście bardziej domyślni niż ja i sami już zauważyliście, że nazwa ARTNAM ­to nic innego jak słowo mantra wspak? Przyznam, że nie zauważyłam, tylko kombinowałam cóż to może znaczyć, myśląc, że jest to jakaś gra słowna z napisem art.


Dawid Marszewski, Po zabójstwie ciotki odziedziczyłem książki, źródło - strona artysty
 
            No, a skoro już pojawił nam się już wątek tragedii, której mogło nie być (a mogła i być) chciałabym jeszcze wspomnieć o pracy Po zabójstwie ciotki odziedziczyłem książki – jest to kolejny dość niepozorny, a bardzo silnie nacechowany symbolicznie, obiekt Marszewskiego – na zawieszonej w przestrzeni białego sześcianu półce stoi szereg książek, przynajmniej zakładamy po kształcie, że są to książki, tak po prawdzie nie wiemy co to jest, gdyż bezpośredni dostęp do nich blokuje nam żółto-czarna taśma, taka, która jest używana do znakowania miejsc niebezpiecznych, do których nie wolno wchodzić, albo takich w których dopiero co zdarzył się wypadek. Dodatkowym smaczkiem jest, że tytuł pracy nie jest wydrukowany standardowo na małej karteczce obok, tylko namalowany przy pomocy szablonu czarną farbą tuż obok półki.

            Nawiązania do tragedii i strachu nie jest niewłaściwym tropem analizujących w przypadku twórczości Marszewskiego, tematyka która zdaje się go co raz bardziej nurtować, to kwestia martyrologii i historiozofii miejsc pamięci zbrodni. A także prześladowań na tle religijnym. Ale wątki zagłady żydowskiej w sztuce to temat na inną notkę, tutaj chciałabym tylko, w związku z jej aktualnością, wspomnieć o ostatniej pracy Marszewskiego, prezentowanej na wystawie pt. Status: Pasożyt w ramach przestrzeni oznaczonej hasłem Niechciani goście – Dawid stworzył obity ciemnym materiałem czworościan, na którego ścianach był wypisany słowo po słowie tytuł pracy ­– Gość w dom, Bóg w dom, napis który był stylizowany na taki który automatycznie kojarzy się nam z kulturą arabską, natomiast wewnątrz obiektu można było obejrzeć nagrania-wywiady z osobami które doświadczyły braku akceptacji, czy wręcz prześladowań na tle rasowym. Przy czym nie wszystkie nagrane osoby są imigrantami z Bliskiego Wschodu – część z nich jest urodzonymi w Polsce Polakami, którzy nieco ciemniejszy kolor skóry odziedziczyli po dalekich przodkach. Warta wspomnienia jest też konstrukcja tekstu na ścianach – aby przeczytać całe przysłowie musimy obejść graniastosłup dookoła, tym, którzy znają niektóre z tradycji Islamu, gest ten może się kojarzyć z rytuałem związanym ze świątynią Al-Kaba w Mekce.


Dawid Marszewski, Gość w dom, Bóg w dom



Praca ta jest dość krytycznym komentarzem do obecnej sytuacji w Polsce doczekała się też swojej kontry, w trakcie wernisażu wystawy, Kamil Wnuk, poznański artysta znany z tego, że prowadzi świetne zajęcia o nowych mediach na plastyce w gimnazjum, oraz robi kontestatorskie akcje perfomatywne w trakcie niektórych otwarć, używając czerwonej farby pisał w wybranych miejscach w galerii Teraz Polska. Jeden z takich napisów pojawił się na podłodze przed obiektem Marszewskiego. Jednak zaraz po jego wykonaniu kilka osób z publiczności postanowiło go zetrzeć, tak, że po chwili zostało tylko kilka czerwonych smug.