poniedziałek, 12 października 2015

Spóźnione zwieńczenie tygodnia z autorem, czyli dlaczego warto Porębskiego poczytać

Fragment zdjęcia Mieczysława Porębskiego, autorstwa Grzegorza Kozakiewicza, znalezionego na Culture.pl.
To właśnie z twórczością i refleksją tego pana spędziłam ostatnie kilka dni. Fragment zdjęcia, autorstwa Grzegorza Kozakiewicza, znalezionego na Culture.pl.
     Nieco opóźniony post, ale absolutnie nie pominięty czyli podsumowanie zabawy zorganizowanej przez Procellę z Ratunku, kot mi śpi na książce!

     Na początku chciałabym wszystkim podziękować za wspólną zabawę. W pierwszej kolejności, inicjatorce, czyli Procelli, ponieważ dzięki niej w końcu przysiadłam nad Porębskim i nad resztą Grupy Krakowskiej. Chciałabym też podziękować Annie Flasza-Szydlik, Bumbrusowi i Deinie, które wraz ze mną i Procellą mierzyły się z wybranymi przez siebie autorami.


     Choć w połowie drogi, trochę umilkłam z relacjami na facebooku, to jednak każdego dnia starałam się co nieco przeczytać. W którymś momencie, skupiłam się jednak na nadrabianiu zaległości ze sztuki powojennej niż samym czytaniem Porębskiego. Efekt był taki, że całą zabawę skończyłam z przeczytaną w całości książką Krytycy i Sztuka, zaczętą Sztuka a informacja oraz przeczytaną pobieżnie króciutką pozycją, jaką jest Treść i forma w sztukach plastycznych.

 
     Jak już pisałam na facebooku, uderza mnie aktualność z jaką możemy odbierać wiele tekstów Porębskiego z lat 60 i 70-tych. Inne jednak wrażenie wywołała we mnie Treść i forma w sztukach plastycznych, która poprzez doświadczenia sztuki konceptualnej  nie tyle się dezaktualizuje (bo problem formy i treści zawsze jest obecny), co po prostu jest uboższa o przedstawienia w dziełach nurtu skupiający się silnie na tym problemie. To tak jakby dzisiaj czytać o doświadczeniach wojny, które pomijają II wojnę światową, po prostu wiemy więcej ;). Oczywiście, Porębski nie pisał o konceptualizmie, dlatego, że tekst powstał na kilka lat przed utworzeniem tego -izmu. Dlatego warto je poczytać, żeby poznać myślenie o sztuce tuż sprzed konceptualizmu. Gdzie problem dzieła nieobiektowego nie był jeszcze przepracowany do tego stopnia co w latach 70 i 80-tych.

      Czytanie Porębskiego było też dla mnie o tyle problematyczne, że mimo wszystko, choć o sztuce staram się czytać jak najwięcej to jednak, mam duże zaległości w klasykach teorii sztuki. Dochodzę więc do wniosku, że jak na luźną blogową zabawę był to wybór absolutnie nietrafiony. Pouczający, dla kogoś kto nie jest stricte teoretykiem sztuki, ale niedopasowany do tego o czym chciałabym pisać na blogu. Zwłaszcza, że dla teoretyków teksty Porębskiego to zasadzie taka podstawa programowa. Czyli trochę tak, jakby studiując prawo wzięłabym się za czytanie w czasie zabawy blogowej tekstów ustaw i rozporządzeń. Z drugiej strony, w zasadzie dlaczego nie? ;) Czytałabym chętnie relację z  czytania konstytucji, a Wy? 

Biblioteka Mieczysława Porębskiego w jego domu, zdjęcie znalezione na stronie MOCAK-u

      Ogólnie jednak cały tydzień z Porębskim mogę zasadniczo zamknąć podsumowaniem pierwszego dnia czyli dalej zostaję przy tym, że cytat zapożyczony przez profesora z Tyszyńskiego, mogłoby sobie wielu dzisiejszych twórców (zwłaszcza sieciowych!) wziąć do serca. Mowa tu oczywiście o:

„Sąd albo krytyka nie jest to wcale nagana, jak to się wzmienia potocznie;”
       Po przeczytaniu całości książki, nadal polecam głównie pierwszą część, zwłaszcza  Krytyków i metodę z 1977. Bo jest po prostu świetnym poradnikiem jak być dobrym opiniotwórcą. Także wciąż uznaję, że Zagrożoną wartość, powinien poznać każdy kto tworzy. Także  ten kto kulturę bada. Bo pułapki o których pisze Porębski dotyczą nie tylko twórców ale i badaczy, którzy niekiedy zbyt silnie tekstualizują, muzealizują lub konceptualizują dzieła. Swoja drogą, jak już wspominałam, sam tekst spowodował też mój uśmiech, na wzmiankę o narodowych odłamach sztuki i naszej ostatniej dyskusji na blogu Pyzy. Wspominałam też o dekonstukcji i konstrukcji wystawy, którą profesor robi raz w rozmowie z Krystyną Czerni, a raz niczym poeta w Onirologii. Oba teksty polecam! Być może po ich przeczytaniu, zwiedzanie wystaw stanie się nieco innym doświadczeniem. :)

A teraz jeszcze na zakończenie parę cytatów: 

„Według niektórych wszystko umarło: historia, filozofia, sztuka. Co raz to któryś z tych postmodernistów ogłasza, że znowu coś tam umarło. Nic nie umarło. Wszystko ma się dobrze.”
„Cała przyjemność na tym polega, żeby się pogubić, a potem odnaleźć. Jeżeli nie po to się idzie do muzeum, to właściwie nie ma po co tam chodzić, bo takie wycieczkowe prowadzenie za rękę przez przewodników jest negacją tego, co powinno się dziać w muzeum. Muzeum jest po to, żeby do niego chodzić wielokrotnie, żeby się z nim zaznajomić, mieć swoje miejsca, do których się wraca; żeby obraz, który się widziało ileś lat temu, można było pokazać w tym samym miejscu swoim dzieciom i wnukom.”
Sztuka zawsze była uwikłana w jakąś ideologię. Zawsze pełniła funkcje służebne i trudno sobie wyobrazić, żeby było inaczej. Tylko, wie Pan, ona poza tym zawsze załatwiała swoje sprawy i ta ideologia nigdy tym sprawom nie przeszkadzała. To, co (...) groziło samej sztuce, a co grozi jeszcze i dzisiaj badaniom nad nią, to jest coś co nazwałbym redukcją ideologiczną; to znaczy sprowadzanie sztuki do takiego czy innego wykładu, interpretacji ideologicznej.”

Dzieło nie jest nietykalne. Żeby zwiększyć jego szanse przetrwania, trzeba je muzealizować, trzeba je konserwować, czasem nawet rewaloryzować, czasem nawet eksponować w nowych, nieoczekiwanych dla niego kontekstach. Robić to wszystko może jednak ten, kto zdaje sobie sprawę z tego co robi.”

Fotografia, reprodukcja, diapozytyw oddalają od dzieła-fundamentu i nieodwracalnie je redukują. Mówię — nieodwracalnie, ponieważ rozleniwiają oczy, oduczają, zwłaszcza początkujących studentów, od uważnego, zaangażowanego również i emocjonalnie, patrzenia.”