niedziela, 1 listopada 2015

Vanitas vanitatum, czyli o motywie przemijania w sztuce współczesnej

Fragment obrazu Maria Magdalena pokutująca, autor - Georges de La Tour
A jako, że miało być o współczesności, to wbrew logice zacznę wpis od dzieła barokowego. ;)
Fragment obrazu Maria Magdalena pokutująca, autor - Georges de La Tour

         W najbliższych dniach będzie wielu z nas zapewne odda się zadumie nad życiem i śmiercią. Jest to więc najlepszy czas, żeby sprawdzić, jak artyści radzą sobie dzisiaj z problemem marności i przemijania.
      Zwykło się uważać, że sztuka współczesna porzuciła duchowość, a motyw śmierci i przemijania został przez nią spłaszczony, lub usunięty z dyskursu. Nic bardziej mylnego, vanitas czy martwa natura to wciąż wykorzystywane przez artystów tematy. Choć nieco w innej formie niż rycina z dans macabre czy barokowy kosz z owocami.

        Zatem od czego by zacząć? Osobiście uważam, że najbliżsi życia i śmierci są często artyści z nurtu bio-artu, jako ci, którzy pracują często z żywą materią. Nie powinien Was zatem dziwić mój wybór na początek, czyli praca babci bio-artu Suzanne Ankers - Vanitas in a Petri Dish. Jest to seria fotografii dokumentujących tworzenie przez Ankers niesamowitych układów na szalkach Petriego:

Suzanne Ankers, Vanitas in a Petri Dish (01)
Suzanne Ankers, Vanitas in a Petri Dish (01) - źródło

Suzanne Ankers, Vanitas in a Petri Dish (02)
Suzanne Ankers, Vanitas in a Petri Dish (02) - źródło
Suzanne Ankers, Vanitas in a Petri Dish (13)
Suzanne Ankers, Vanitas in a Petri Dish (13) - źródło
        Fascynujące w tych układach jest to, że choć Suzanne wykorzystuje przedmioty (może właściwiej, materie) codziennego użytku, to jednak tworzy z nich kompozycje, które równie dobrze mogłyby być wytworzone przez organizmy (organella?) hodowane na szalkach Petriego.

        A jak już mowa o żywych organizmach, to chciałabym tylko zaznaczyć, że w tym wpisie celowo pomijam prace w których są używane żywe zwierzęta lub ciała zwierząt po taksydermi, jako, że nie chciałabym poruszać w tym wpisie zagadnień etycznych związanych z tworzeniem takich prac. Zwierzętom w sztuce pragnę poświęcić osobny wpis.

          To teraz skoro już mowa o zwierzętach myślę, że warto przejść do Damiena Hirsta, pomijając co prawda słynną Fizyczną niemożliwość śmierci w umyśle istoty żywej z racji wykorzystania zwłok rekina, zwracając się ku nie mniej znanej pracy jaką jest Na miłość boską (For the Love of God)

Tak oto prezentuje się, swojego czasu najdrożej wyprodukowane dzieło nowożytne - źródło
Myślę, że przy tej pracy przydałby się dłuższy komentarz. Zacznijmy od samego Hirsta. Wiara od samego początku jego twórczości była znaczącym elementem jego prac. Jednakże, Hirsta nie interesowała wiara sama w sobie, co fakt, że nie wierzymy w sztukę w taki sposób, w jaki bezkrytycznie wierzy się w Boga, lub w naukę czy medycynę. Według niektórych wystąpień Hirsta, można wyciągnąć wniosek, że zatem on postanowił wierzyć w sztukę i sztuce całkowicie się poświęcić, a wszystko co ma dzięki sztuce oddać sztuce. Brzmi dość patetycznie? No właśnie, krytycy od lat spierają się na ile Hirst naprawdę wierzy w głoszone przez siebie idee, a na ile jest to sprytny marketingowy zabieg. Na pewno w mniej krytycznym ocenianiu Hirsta nie pomaga, fakt, że jego prace sprzedają się za niewiarygodnie duże kwoty, co przecież jest niezgodne z wyobrażeniem artysty natchnionego żyjącego tylko sztuką. To jednak dodaje tylko więcej ironii ściśle towarzyszącej jego twórczości. Spójrzmy chociażby na serię prac z czaszkami - ludzkie czaszki Hirst kupuje w sklepach ze starociami lub na ebayu, praktycznie za grosze, następnie odlewa je ze szlachetnych metali takich jak platyna czy srebro (a dlaczego srebro a nie złoto? Bo srebro czarnieje, nadając czaszkom dodatkowego, przerażającego wyrazu.). W ten sposób ich wartość niesamowicie wzrasta.  

Przykładem jest inna praca Hirsta Dola Człowiecza, która została całkowicie odlana ze srebra częściowo spatynowanego na czarno, częściowo , efekt jest iście upiorny - źródło

Wracając do omawianej pracy - For the Love of God, czyli czaszka XVIII-wiecznego, mężczyzny poza platynowaniem, została na dodatek inkrustowana 8601 diamentami. Ludzka czaszka, przy całym tym splendorze materiału jest raptem marnym szkieletem projektu, służącym jako podkład pod budowę niebywale drogiego dzieła. Wartość materiałów szacuje się na 15 mln funtów, jeśli wierzyć Hirstowi, że rzeczywiście zaopatruje się na ebay'u, to koszt ludzkiej czaszki wynosi około 500-800 funtów. Na dodatek artysta wycenił tę pracę na 50 mln funtów i za taką cenę została sprzedana trzy miesiące po prezentacji, stając się w tamtym czasie najdrożej sprzedanym dziełem żyjącego artysty.


       Nie była to jednakże, pierwsza praca z wykorzystaniem ludzkiej czaszki w sztuce najnowszej. W 1997 roku powstała praca Black Kites stworzona przez Gabriela Orozco, który za pomocą grafitu nałożył na ludzką czaszkę szachownicę:

źródło


     Skończmy jednak temat czaszek, bo osobiście niepokoi mnie on na równi z wykorzystaniem przez artystów zwierząt. Osobiście jestem raczej nastawiona krytycznie do tego typu prac. A okres w sztuce w którym powstały, uważam za wciąż nie przepracowany i kładący się ponurym cieniem na historię sztuki współczesnej. Jak dla mnie mniej więcej wtedy był ten moment gdy zachłysnęliśmy się możliwościami i pominęliśmy aspekty etyczne, których nie powinno się nigdy pomijać. Z drugiej strony, wykorzystanie ludzkich czaszek jako model do tworzenia pracy, było stosowane przez lata. W końcu same z siebie nie znalazły się na obrazach klasycznych mistrzów. Pytanie co może być mniej etyczne? Zdjęcie gipsowego negatywu z czaszki, czy ustawienie  jej na stole żeby przez kilkanaście godzin ją malować? 

         Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na te pytania. Dlatego może przejdźmy w przyjemniejsze rewiry (o ile przy mówieniu o marności możemy w ogóle takie odnaleźć). To może tak, lubicie kwiaty? Bo właśnie kwiaty i rośliny ozdobne są głównym zainteresowaniem i inspiracją prac Makoto Azumy. Jako, że jest to post o przemijaniu, chciałabym przywołać tutaj pracę artystki odnoszącą się po części właśnie do próby pozornego uniknięcia nieuniknionego, czyli Iced Flowers. Zamknięte w bryłach lodu kwiaty żyją, ale żyją w totalnie nowych warunkach, do których muszą się na nowo dostosować. I tak, zamknięcie w bardzo powoli roztapiającej się bryle lodu (obiekty są przechowywane w bardzo niskich temperaturach) daje możliwość przetrwania bukietom, co pozwala nam spojrzeć nieco inaczej, na dość trafny bon-mot jakim jest stwierdzenie, że Dając kobiecie cięte kwiaty, dajemy jej śmierć.



Azuma Makoto, ICED FLOWERS

Azuma Makoto, ICED FLOWERS

Azuma Makoto, ICED FLOWERS
Zdjęcia zamrożonych kwiatów autorstwa Makoto Azumy - źródło


         Zupełnie inaczej do pracy z martwą naturą pochodzi Ori Gersht, artysta, który swego czasu zasłynął zdjęciami postrzelonych kwiatów czy owoców. Na fotografia nie skończył, do całej serii wybuchów dołączył filmy dokumentujące klatka po klatce rozpad obiektów. W pracach Gershta, często pojawiają się również lustra i rzeczywistość która się w nich rozpada po ich zbiciu.








         Wracając jednak do bardziej konwencjonalnych technik artystycznych, skupmy się na malarstwie. Zastanawiało Was kiedyś jak dzisiaj maluje się martwą naturę (motyw wszak na wskroś vanitatywny)? Oto kilka wybranych przeze mnie malarskich przykładów:

 
Rebecca Scott, The Perfect Hostess
Rebecca Scott, The Perfect Hostess - źródło


Aldona Mickiewicz, Trzy okresy z życia m - źródło
Cindy Wright, Nature Morte
Cindy Wright, Nature Morte - źródło


I jeszcze nawiązujące do malarstwa fotografie Mata Collishaw:


Mat Collishaw z cyklu Last Meal on Death Row, Texas - źródło
Mat Collishaw z cyklu Natura Morte - źródło

        Myślę, że malarstwo może nas uświadamiać, że w przemijaniu i marności możemy szukać również piękna. Piękno gnijących owoców próbował uwiecznić fotograf Klaus Pichler I choć zdaję sobie sprawę, że świat sztuki nazwie te prace kiczowatymi, to jednak są one moim pewnym guilty pleasure, zatem dlaczego by nie wspomnieć o nich na tym blogu? ;)



Kolejno od góry, pleśniejące - chleb, drink i dżem, w obiektywie Pichlera - źródło